Spis treści
Zielone Świątki na Urzeczu
Urzecze, gdzie to w ogóle jest?
Urzecze (Łurzyce) to podwarszawski nadwiślański mikroregion etnograficzny rozciągający się w pasie pradoliny Wisły po obu jej brzegach (stąd też nazwa regionu nawiązująca do terenów leżących „u rzyki”). Dlaczego po obu, a nie po jednej stronie Wisły? W przeszłości rzeka nie traktowana była jako bariera geograficzna, lecz jako czynnik łączący społeczność, jej główna oś i spoiwo. Życie Łurzycoków koncentrowało się więc wokół rzeki. Wobec złego stanu dróg lądowych, stanowiła ona najprostszy i najszybszy środek transportu i komunikacji.
Wisła kształtowała gospodarkę regionu i wpływała na jego tradycje. Miało to swoje odzwierciedlenie w rozwiniętym handlu wiślanym (40 kilometrów z nurtem rzeki można było dopłynąć do Warszawy, dogodnego rynku zbytu), flisactwie, wyspecjalizowanym rybołówstwie, budowaniu grobli, melioracji terenu i wznoszeniu domów na sztucznych pagórkach (należy pamiętać, że spora część Łurzyca leży przecież na terenie zalewowym), sadzeniu wierzb oraz wyplataniu wikliny.
Należy podkreślić, że w przeciwieństwie do np. Kurpiów Łurzyce były regionem bogatym. Łurzycanie zamieszkiwali urodzajne ziemie nadwiślańskie i prowadzili dalekosiężny handel rzeczny. Wisła była w przeszłości głównym traktem komunikacyjnym Polski, spławiano nią różnorodne towary, czasem również podróżowano.
Flisacy, zwani w tym regionie orylami, zajmowali się flisem, czyli rzecznym spławem towarów. Spław, który można było wykonywać tylko sezonowo, był często dodatkowym zajęciem mieszkańców nadwiślańskich wiosek. Z czasem wykształcili oni swoją gwarę, obyczaje rzeczne, a nawet strukturę organizacyjną.
Strój wilanowski z nadwiślańskiego Urzecza
Odrębna tożsamość mieszkańców regionu Urzecza znajdowała swój wyraz również w tradycyjnych ubiorach. Stroje Łurzycan różnią się od ubiorów ludności okolicznych regionów, a znane są szerzej jako „stroje wilanowskie”, które de facto pochodzą właśnie z regionu Urzecza. Mężczyźni nosili jednokolorowe, granatowe lub czarne sukmany, które z czasem zaczęto ozdabiać czerwonymi kołnierzami i mankietami pod wpływem mody warszawsko-wilanowskiej oraz czarne kapelusze.
Łurzycanki ubierały się w długie, marszczone w pasie spódnice i fartuchy-zapaski. Najbardziej charakterystycznym elementem ich stroju była płócienna koszula z czarnym haftem roślinnym, na którą nakładało się gorset sukienny. Obowiązkowymi akcesoriami kobiecymi były sznury czerwonych korali oraz biały czepek lub chustka wyszywana – podobnie jak koszula – w czarne motywy kwiatowe.
Zielone Świątki
Zielone Świątki, które w czasach późnochrześcijańskich zaczęto utożsamiać z kościelnym świętem zesłania Ducha Świętego, to uroczystość głęboko zakorzeniona w polskiej tradycji ludowej. Jeszcze w początkach XX wieku święto to trwało kilka dni (i już wtedy jeden dzień był dniem wolnym od pracy).
Ludowe Zielone Świątki
Powszechnym zwyczajem zielonoświątkowym było m.in. palenie ognia, który miał moc oczyszczenia i chronienia przed złem zasiewów i zwierząt. Istniała też tradycja obchodzenia (lub objeżdżania) zasianych pól przez młodych gospodarzy. Ścinało się wtedy młode brzózki i z nimi okrążało ziemie uprawne by później postawić je w obejściu. Domy zaczęto przyozdabiać zielonymi gałązkami, tatarakiem, kwiatami, by ochronić ich mieszkańców przed urokami. Przystrajano futryny drzwi, okna, bramy i furtki prowadzące do zagrody, a nawet płoty i studnie. Sama nazwa „majenia czegoś” wzięła się od tradycji strojenia domów gałązkami brzozy, wierzbiny i liśćmi tataraku w okresie Zielonych Świątek.
W niektórych regionach również podłogę w domu wyściełano pachnącymi pędami tataraku wierząc, że opuszczą go wtedy wszelkie szkodniki i złe duchy. Tradycja ta może sięgać korzeniami do okresu prasłowiańskiego, kiedy to żercy (kapłani prasłowiańscy) prowadzili ofiary do ołtarza po drodze wyłożonej pachnącym tatarakiem.
Podobnie jak w przypadkach innych świąt słowiańskich przetrwały one do dzisiejszych czasów w tradycjach ludowych, jednak brak dawnych źródeł pisanych uniemożliwia jednoznaczne określenie ich pochodzenia i związanych z nimi obrzędów (które to zapewne również różniły się w każdym regionie). Co ciekawe, charakterystyczna dla Zielonych Świątek tradycja „brzozowego gaiku” przeszła również do obrzędowości Bożego Ciała, kiedy to po skończonej procesji wierni ułamują zdobiące ołtarz brzozowe gałązki by zabrać je do domu (by chroniły domostwo i zapewniały dobrobyt i urodzaj).
Chrześcijańskie obchody Zielonych Świątek
W chrześcijaństwie palone podczas zielnych świąt ogniska łączono z płomieniami Ducha Świętego zesłanego na Apostołów. Pięćdziesiąt dni po Wielkanocy Apostołowie otrzymali bowiem dary Ducha Świętego, który zstąpił na nich w postaci ognistych języków. Tak wypełniło się zapowiedziane w Starym Testamencie proroctwo o kontynuacji misji Jezusa na ziemi i powstaniu Kościoła. Dzień zesłania Ducha Świętego, zwany też Pięćdziesiątnicą, jest jednym z najważniejszych świąt liturgicznych, obchodzonych przez dwa dni szczególnie w krajach protestanckich (w Polsce drugi dzień Zielonych Świątek zniesiono w 1957 roku).
Obchody Zielonych Świątek na Urzeczu
Zgodnie z tradycją podczas Zielonych Światek stroi się domostwa, jednak w tradycji kultur nadrzecznych Zielone Świątki obchodzone były na wodzie. Na Urzeczu najważniejsza była wszak Wisła, która użyźniała pola, dawała ludziom pracę i możliwość łatwego przemieszczania się. Obrzędy zielonoświątkowe na Łurzycu były podniosłe i łączyły całą społeczność. Galary, galarki, baty i pychówki umajano brzozowymi gałązkami i wstążkami, a sąsiedzi z miejscowości po obu brzegach rzeki odwiedzali się wzajemnie. Lokalne wspólne obrzędy i tradycje łączyły i zbliżały społeczności regionów.
Spuścizna kulturowa Łurzyca, podobnie jak wielu innych polskich regionów, praktycznie zanika. Bliskość stolicy, globalizacja i informatyzacja społeczeństwa, jak również modernizacja wsi powodują, że świadomość odrębności regionalnej coraz bardziej odchodzi w niepamięć. By temu zapobiec, kilka dni temu z portu w Górze Kalwarii umajone flisackie łodzie ponownie ruszyły nurtem Wisły.
Organizator wydarzenia, Fundacja Szerokie Wody, chciała w ten sposób przypomnieć jak wiele lat temu świętowali mieszkańcy nadwiślańskich wiosek mikroregionu Urzecza. Impreza, oparta w całości o tradycje i walory naturalne regionu, miała również na celu pokazanie, że istnieje przeciwwaga dla coraz częściej przejmowanych z obcych kręgów kulturowych świąt i tradycji.
Drewnianych łodzi wiślanych, które uczestniczyły w tegorocznych obchodach było kilkanaście. Wszystkie pięknie umajone tatarakiem, gałązkami brzozy i kwiatami dumnie sunęły z biegiem Wisły w stronę Warszawy.
Nas przyjął na swój pokład 12-metrowy galar „Szwajcarka”, zrekonstruowana historyczna łódź pływająca niegdyś po Wiśle. Dlaczego Szwajcarka? Łódź powstała dzięki wsparciu finansowemu Szwajcarii, o czym dumnie przypominają wywieszone na niej flagi.
Nie obyło się bez trudności, okazało się bowiem, że wielka i szeroka Wisła niekoniecznie jest aż tak głęboka, jak się nam – laikom zdawało. W 2010 roku wody Wisły rozmyły znajdującą się pod Warszawą wyspę tworząc rozsypane łachy piasku, liczne mielizny i dodatkowo utrudniając przeprawę sterczącymi z wody konarami i pniami drzew. Nie chcę się przechwalać, ale utknęli chyba wszyscy… prócz nas 🙂
Na poszczególnych przystankach (Góra Kalwaria, Nadbrzeż, Gassy, Ciszyca, Miedzeszyn) zorganizowano poszczególne strefy: tańca, zwyczajów, obrzędów, smaków, śpiewów i stroju. Oprawę muzyczną w czasie rejsu i na postojach zapewniły m.in. Łurzycanki (z MOJEJ Szwajcarki!), Kalwarki, Powsinianie i Urzeczeni.
Majowa zabawa na Zielone Świątki
Zielone Świątki kończyła zawsze huczna zabawa ludowa (nie koniecznie tylko te flisackie). Najsłynniejsze zabawy odbywały się na Bielanach pod Warszawą, a tradycja ich wyprawiania sięga czasów króla Jana Kazimierza. Podobno majówki na Bielanach urządzano z wielkim przepychem – były tańce, zabawy, a nawet fajerwerki (ciekawostka: sztuczne ognie przywiózł do Europy Marco Polo!).
W tym roku pałeczkę przejął Wawer – ostatni przystanek umajonych łodzi, gdzie miały miejsce przedstawienia, obrzędy zielonoświątkowe, wspólne śpiewanie pieśni i piosenek flisackich z Urzecza oraz ognisko.
Podsumowując: Zielone Świątki na Urzeczu to naprawdę zacna inicjatywa, świetnie spędzony czas w gronie niezwykle interesujących ludzi. Brawo za podjęcie tematu 🙂
Wybralibyście się na takie Zielone Świątki za rok?
Śledźcie profil Zielonych Świątek na Urzeczu na facebooku, a na pewno się uda!
Nie bądź sknera,
podziel się z innymi!
Pingback: Kierunek Polska! | Love traveling. Blog o turystyce kulturowej