Współczesne zdjęcia opuszczonego szpitala w Brandenburgii działają na wyobraźnię. Jeśli dorzucimy do tego historię, że leczył się tam sam Hitler, a pod koniec XX wieku grasował tam seryjny morderca, mamy idealny przepis na ciekawą atrakcję turystyczną zaraz za zachodnią granicą Polski. To jednak nic. Historia tego miejsca jest znacznie dłuższa i o wiele bardziej interesująca, a Hitler był jedną z kilku ciekawych postaci, które leczyły swoje rany w szpitalu w Beelitz.
Z czego (niestety tylko) znany jest kompleks szpitalny Beelitz Heilstätten na polskich portalach turystycznych:
- z tego, że powstał jako sanatorium lecznicze dla gruźlików na początku XX wieku,
- z tego, że w czasie I wojny światowej leczył się tam sam Hitler,
- z tego, że w czasie II wojny światowej naziści zamienili go w lazaret,
- z tego, że po II wojnie światowej szpital zaanektowali sowieci i zamienili go w szpital wojskowy,
- z tego, że w latach 90. ubiegłego wieku grasował tu seryjny morderca,
- z tego, że dziś jest to kompleks interesujących do eksploracji opuszczonych budynków.

I to wszystko. A wiecie co? To zdecydowanie za mało! Historia kompleksu leczniczego Beelitz Heilstätten, zwłaszcza w jego początkowym okresie istnienia, jest wręcz arcyciekawa. To, jak wyglądał i jak funkcjonował ośrodek, jest niemałą gratką dla współczesnych architektów, inżynierów i absolwentów zdrowia publicznego (nie wiem jak właściwie się ten zawód nazywa). Powiem Wam szczerze, przygotowując ten wpis wielokrotnie zbierałam szczękę z ziemi 🙂

Spis treści
Beelitz Heilstätten heilanstalt
Profesjonalny zakład leczniczy dla gruźlików
Beelitz znajduje się zaledwie 50 km od Berlina. Bliska odległość od stolicy była w tym przypadku kluczowa, ponieważ docelową grupę pacjentów Beelitz Heilstätten stanowili podupadający na zdrowiu berlińscy robotnicy – budowniczowie II Rzeszy. Ciasne, przeludnione i zawilgocone czynszówki (mietskaserne – mieszkania robotnicze, dosł. koszary najemcze) w Berlinie były wówczas idealnym środowiskiem rozprzestrzeniania się prątków gruźlicy.
Zapotrzebowanie było ogromne. Pod koniec XIX wieku w Europie panowała epidemia gruźlicy (nazywanej czasem białą dżumą). W czasach urbanizacji i dynamicznego rozwoju przemysłu choroba szerzyła się w zatrważającym tempie wśród żyjących w dużych skupiskach i trudnych warunkach pracowników fabrycznych i ich rodzin. Umieralność na gruźlicę w przeliczeniu na 10 tysięcy mieszkańców w latach 1876–1880 wynosiła w Niemczech 35,7. Szczyt eskalacji epidemii przypadł jednak na okres I i II wojny światowej.
Geniusz architektury i inżynierii
Kompleks leczniczy Beelitz Heilstätten miał być z założenia samowystarczalny (i praktycznie był). Budowę rozpoczęto w 1898 roku; inwestorem była Berlińska Krajowa Ubezpieczalnia (powiedzielibyśmy dziś, że było to coś w rodzaju kasy chorych). Już w 1902 roku w sanatorium znajdowało się 600 pacjentów. Po zakończeniu drugiej fazy budowy (1905-1908) pojemność placówki wzrosła do 1200 łóżek. To właśnie w tej fazie, w 1907 roku, powstało słynne żeńskie sanatorium gruźlicze (Frauenheilstätte), zwane „Alpenhaus” (Dom Alpejski). Łącznie, w latach 1902-1926 w zakładzie leczniczym w Beelitz leczyło się 66 445 mężczyzn, 43 953 kobiety oraz 6 559 dzieci.

Alpenhaus
Dom Alpejski, oznaczany na mapach jako budynek B4, swoją unikalną nazwę zawdzięcza… hałdom ziemi, jakie zostały zgromadzone w jego okolicy w czasie konstrukcji. Po zakończeniu budowy stworzono tam ogród tematyczny – z mostkami, skałkami i łagodnymi wzgórzami. Podobno była nawet mała, alpejska chatka.

By umilić kuracjuszom czas, w budynku zamontowano elektryczny orkiestron i projektor filmowy. W długie, zimowe tygodnie odbywało się aż pięć seansów filmowych w tygodniu.

Inne budynki
Na terenie kompleksu znajdował się także niewielki urząd pocztowy, w którym można było zakupić widokówki z Beelitz Heilstätten. Przepiękną galerię ponad 100-letnich pocztówek z Beelitz możecie zobaczyć na tej stronie.
Sanatorium zostało jeszcze bardziej rozbudowane w 1928 roku. Pojawił się nowy szpital chirurgiczny, pralnia, a nawet małe centrum handlowo-rzemieślnicze z sześcioma zakładami: szewskim, mydlarskim, krawieckim, piekarnią i papierniczym. Istniała kręgielnia, a nawet ogródek piwny. Budowę kompleksu ostatecznie zakończono dopiero 9 lat przed wybuchem II wojny światowej.
Ośrodek był tak bardzo samowystarczalny, że odpowiadał nawet na duchowe potrzeby swoich kuracjuszy. Na terenie kompleksu funkcjonował sporych rozmiarów kościół (na 200 osób), w którym na przemian celebrowano msze katolickie i luterańskie.
Wybudowany w tej fazie szpital chirurgiczny miał szczególne znaczenie w leczeniu zaawansowanych stadiów gruźlicy. Praktycznie do lat 50. ubiegłego wieku (do wynalezienia streptomycyny, która umożliwiała farmakologiczne leczenie gruźlicy) leczenie chirurgiczne było – obok klimatoterapii – o czym za chwilę, jednym z podstawowych sposobów leczenia gruźlicy. Większość wykonywanych w tym czasie zabiegów polegała na celowym zapadnięciu chorego płuca. W tym celu przecinało się nerwy przeponowe, usuwało żebra…

Ukończony w 1930 roku budynek chirurgii wyposażony był w trzy sale operacyjne i szereg izolatek umożliwiających zmniejszenie ryzyka ponownego zakażenia.



Kobiety i mężczyźni osobno
Kompleks leczniczy w Beelitz składał się z 60 obiektów rozmieszczonych na obszarze 140 hektarów. Ich rozlokowanie nie było jednak wcale przypadkowe. Z północny na południe teren Beelitz Heilstätten przecinała droga, krzyżując się w centrum z biegnącymi w poprzek torami kolejowymi. W ten sposób całość terenu została podzielona na cztery części – A, B, C i D.
Linia kolejowa dzieliła teren lecznicy na dwa duże obszary. Na północ od torów umieszczono szpitale zakaźne dla prątkujących pacjentów. Na południe znajdowały się szpitale dla osób z nieaktywną chorobą (leczono tam dodatkowo choroby metaboliczne, kardiologiczne, przewodu pokarmowego). Droga natomiast rozdzielała pacjentów ze względu na płeć. Damskie szpitale i sanatoria usytuowane po zachodniej stronie od głównej szosy, a męskie – po wschodniej. Tym samym wiedząc, że ktoś mieszkał np. w północno-wschodniej części kompleksu, wiadomo było, że jest to mężczyzna chory na gruźlicę. Jeśli w południowo-zachodniej – kobieta, która nie prątkuje. Podobno pewnego razu doszło na terenie Beelitz Heilstätten do mini-rebelii. Mężczyźni, z powodu izolacji od kobiet, ogłosili strajk głodowy. Sprawa była dość poważna i udało się ją rozwiązać polubownie 😉
ładowanie mapy - proszę czekać...
Nic nie widać? Otwórz dużą mapę w osobnym oknie
Co ciekawsze, podział ten uwzględniono nawet w przypadku budynków gospodarczych. Kuchnia i pralnia (w których głównie pracowały kobiety) znajdowały się na zachód od szosy, a elektrociepłownia, wozownia i rozmaite warsztaty – we wschodniej, męskiej części.
Własna elektrociepłownia
Kompleks leczniczy Beelitz Heilstätten posiadał własną, pionierską na owe czasy, elektrociepłownię z wieżą wodną (produkującą ciepłą wodę, parę i elektryczność). Rury z ciepłą wodą, o łącznej długości ponad 10 kilometrów, poprowadzono dokładnie pod chodnikami. Dzięki temu nawet w najsurowszą zimę chodniki nigdy nie były oblodzone ani pokryte śniegiem. Magia 🙂
Dostawy bieżącej wody zapewniały cztery studnie głębinowe i trzy zbiorniki o łącznej pojemności 750 metrów sześciennych. Największy z nich znajdował się wewnątrz wieży wodnej. Dodatkowo, na dachach dwóch, wybudowanych w 1907 roku budynków, umieszczono po zbiorniku mogącym pomieścić 270 metrów sześciennych wody. Zbiorniki te połączone były z głównym zbiornikiem wody w elektrociepłowni za pomocą podziemnych rur. Pozostałości jednego ze zbiorników widać na dachu Alpenhaus.
Elektrociepłownia jest obecnie odrestaurowana i można ją zwiedzać.

Perła architektury i krajobrazu
Architektura sanatoriom miała służyć jak najskuteczniejszej terapii. Pokoje chorych były więc duże i jasne, a wspólne pomieszczenia, takie jak jadalnie, przypominały przestrzenne sale balowe. Głównymi architektami zespołu leczniczego byli Heino Schmieden, Julius Boethke oraz Fritz Shultz. Wspólnie pracowali nad nowoczesnym, zorientowanym na człowieka językiem architektury. Krytyk architektury Gerwin Zohlen napisał w 2012 roku:
„Godność, postawa i zaangażowanie, które przemawiają do nas z zakładu leczniczego w Beelitz, wydają się być dzisiaj niemal czymś nie do pomyślenia, zwłaszcza że został on stworzony dla prostych ludzi.”
To była prawda. W przepięknych budynkach otoczonych pałacowymi ogrodami wracała do zdrowia najniższa warstwa społeczna ówczesnego Berlina.

W sercu lasu
Kompleks leczniczy Beelitz powstał na obszarze 140 hektarów lesistego terenu. Wysokie zalesienie było kluczowe dla zapewnienia świeżego powietrza dla gruźlików. Zanim jeszcze pierwszy z budynków zakładu leczniczego został ukończony, wraz z pomocą ogrodnika z pobliskich cesarskich zespołów parkowych w Poczdamie, zostały utworzone zespoły ogrodowe dla pacjentów. Część lasu sosnowego została zintegrowana z zespołem parkowym. Jeszcze dzisiaj znajduje się na tym terenie 65 różnych gatunków drzew i krzewów (m.in. mój ukochany tulipanowiec!).
Szpitalna kuchnia
Jedzenie w szpitalu było obfite i smaczne. Pochodziło z gospodarstw, które też należały do kompleksu – cały zakład posiadał własną hodowlę zwierząt, masarnię i piekarnię. Kuchnia lecznicy cieszyła się tak wyśmienitą sławą, że mieszkańcy Berlina, niby pod pretekstem odwiedzania chorego krewnego, często przyjeżdżali do Beelitz na… obiad. Głównym założeniem kuchni było to, aby pacjenci przybierali na wadze (współczesne polskie szpitale nie przyjmują niestety takiego założenia). Z tego powodu w menu często figurowała np. golonka. Nie przyzwyczajeni do takiej kuchni berlińscy robotnicy nie mogli jednak jeść zbyt łapczywie – podczas każdego posiłku w jadalni była obecna siostra, która pilnowała, by wszyscy jedli zdrowo, znaczy się – wolno.
W czasie mojego pobytu w Beelitz Heilstätten udało mi się zobaczyć pozostałości po sali jadalnej w Domu Alpejskim. Kiedyś musiało być tam przepięknie…

Wysokie standardy opieki medycznej
Zakład leczniczy mógł pomieścić do 1300 pacjentów naraz. Chorzy byli zakwaterowani w salach od 2. do 8-osobowych. Pacjenci Beelitz codziennie, niezależnie od pory roku, spędzali obowiązkowo około 6 godzin na świeżym powietrzu. Ci, którzy nie byli w stanie wyjść o własnych siłach na zewnątrz, korzystali z pionierskiej klimatyzacji – świeże (oczyszczone) powietrze tłoczone było do pomieszczeń z chorymi za pomocą specjalnych rur.

Jadalnie i łaźnie tureckie funkcjonowały w każdym z budynków sanatoryjnych, aby chorzy mogli z nich korzystać bez konieczności wychodzenia na zewnątrz. Kafle w łaźniach wykonały zakłady jednej z najbardziej rozpoznawalnych firm produkujących luksusową porcelanę – Villeroy und Boch. Dodatkowo, w łaźni centralnej (w południowej części kompleksu) znajdowała się całkiem nieźle wyposażona siłownia.

Klimatoterapia gruźlicy
Pomysł leczenia gruźlicy płuc powietrzem i odpowiednią dietą liczy kilka tysięcy lat. Już pół wieku przed Chrystusem chorym na „suchoty” zalecano pobyt nad morzem. Świeże powietrze, szczególnie lasów iglastych (przypominam – ośrodek w Beelitz otoczony jest lasem sosnowym), zalecali Areteusz z Kapadocji i Pliniusz Starszy (I wiek n.e.). Szesnaście wieków później pewien szkocki lekarz opublikował anonimową broszurkę, w której stwierdzał, że „najważniejszym czynnikiem w leczeniu „suchot płucnych” jest świeże powietrze i odżywianie (fresh air and diet)”.

Technika i architektura w służbie higieny
Ważnym elementem leczenia gruźlicy było bezwzględne przestrzeganie higieny. W tym celu wystrój wnętrz, a także wszystkie meble miały zaokrąglone rogi i brzegi. Nie było zdobień, ani żadnych innych elementów, w których mogłyby zasiedlić się zarazki. W 1927 r. do zmywalni wprowadzono nowoczesne zmywarki, które umożliwiały niezbędną dezynfekcję naczyń i sztućców.

Lazaret w Beelitz Heilstätten
W czasie I i II wojny światowej zakład leczniczy w Beelitz przejęło wojsko. Część północna (zakaźna) stała się obiektem wojskowym. Część południową Czerwony Krzyż przekształcił w lazaret – szpital wojskowy przeznaczony do opatrywania rannych i leczenia chorych żołnierzy. W latach 1914-1919 przez łóżka szpitalne Beelitz Heilstätten przewinęło się 12,5 tysiąca rannych żołnierzy, w tym zraniony w nogę fragmentem granatu na froncie wschodnim Hitler (przebywał w Beelitz od października do grudnia 1916 roku).
Wojenne zniszczenia
Kościół był jedynym obiektem, który uległ całkowitemu zniszczeniu w czasie działań wojennych. Częściowemu zniszczeniu uległ natomiast Dom Alpejski. Rosnące wokół drzewa zaczęły swobodnie rozsiewać się po jego dachu i stopniowo przejęły jego całą powierzchnię. Rosną tam do dziś. Las na dachu ruin uzdrowiska „Alpenhaus” jest najlepiej widoczny z wysokiej na 23 metry ścieżki w koronach drzew (więcej informacji w dalszej części wpisu).



Radziecki szpital i baza wojskowa
Pod koniec II wojny światowej Beelitz Heilstätten „przeszłedł na ręce władz w granicach NRD” (czyt. został przejęty przez Armię Czerwoną). Były niemiecki lazaret stał się największym radzieckim szpitalem wojskowym poza granicami ZSRR, o niezwykle wysokim standardzie. Wykonywano tam skomplikowane operacje, które ówcześnie w świecie sowieckim przeprowadzano co najwyżej jeszcze w Moskwie. Szczególnie dobrą sławą cieszyły się ginekologia, neurochirurgia oraz okulistyka. Cały zatrudniony w Beelitz personel medyczny był radziecki. Podobno w ośrodku pracowała tylko jedna Niemka – windziarka.

Pod koniec kwietnia 1945 roku hitlerowcy dokonali kontrnatarcia na Beelitz Heilstätten i oswobodzili 3000 rannych niemieckich żołnierzy, przetrzymanych w lazarecie. Niemcy postrzegają tą operacją jako ostatni triumf III Rzeszy. Trochę innego zdania są Rosjanie. Z rosyjskojęzycznych źródeł można przeczytać o nazistowskich partyzantach, którzy tuż po wojnie zamordowali w jednym z budynków szpitalnych od kilkudziesięciu do 200 osób. Budynek został zburzony (znajdował się obok chirurgii), a ci, którzy zginęli, zostali pochowani w miasteczku, ponieważ na terenie szpitala nie było cmentarza.

Życie w enerdowskim Beelitz Heilstätten
Za czasów NRD w Beelitz Heilstätten dobudowano kilka nowych budynków gospodarczych. Były to obiekty typu radzieckiego, które nie pasowały do niemieckiego zespołu architektonicznego.

Teren kompleksu leczniczego wszedł w skład radzieckiej bazy wojskowej. Żołnierze wyjeżdżający na zagraniczne placówki zabierali ze sobą całe rodziny, dlatego w Beelitz Heilstätten powstała m.in. szkoła podstawowa dla klas 1-4. Życie toczyło się spokojnie. W czasie wolnym nowi mieszkańcy Beelitz chodzili na tańce, w kasynie wojskowym (część południowa kompleksu) odbywały się wesela. Niedaleko był stadion sportowy. Otaczający las służył m.in. jako miejsce zabaw dzieci i… jesiennego grzybobrania.
Zdarzało się, że żołnierze, którzy nie chcieli służyć w jednostce wojskowej, symulowali choroby. „Wiecznie chorzy” wojskowi wykorzystywani byli więc przy lekkich pracach gospodarczych, w kuchni i w łaźni.
Świadkowie historii
Historię radzieckiego szpitala wojskowego Beelitz Heilstätten poznałam głównie dzięki relacjom służących w Beelitz żołnierzy oraz osób, które tam mieszały, pracowały, leczyły się lub przyszły tam na świat. Z jednym wyjątkiem wszystkie te historie były bardzo ciepłe, pozytywne, sentymentalne. Nawet po tylu latach od powrotu osoby te ciepło wspominają pobyt w Beelitz, zwracając szczególną uwagę na pozytywną aurę, jaka panowała w tamtym miejscu, przepiękną architekturę i bliskość przyrody. Po tak długim czasie od powstania, dwóch wojnach światowych i w zupełnie innych realiach, założenia twórców kompleksu leczniczego Beelitz Heilstätten nadal działały.

Ciekawe zdjęcia z rodzinnego albumy byłej radzieckiej pracowniczki znajdziesz tutaj (polecam!)
Azyl polityczny
Od grudnia 1990 r. w Beelitz Heilstätten, pod protektoratem Gorbaczowa, ukrywał się Erich Honecker, odsunięty od władzy po upadku Muru Berlińskiego ostatni przywódca Niemieckiej Republiki Demokratycznej. W Niemczech wytoczono mu proces o zdradę stanu, korupcję i zbrodnie popełnione w czasie zimnej wojny. Niektóre źródła podają, że już w tym czasie chorował na nowotwór, który umożliwił mu ucieczkę przed wymiarem sprawiedliwości (proces został zawieszony ze względu na zły stan zdrowia). Zmarł w Chile.
Innym znanym pacjentem Beelitz Heilstätten miał być podobno Putin, jednak na tę wzmiankę, bez konkretnej daty, trafiłam jedynie raz i w nie do końca wiarygodnym źródle…

Armia Czerwona ostatecznie opuściła Beelitz Heilstätten w 1994 roku, choć już w latach 80. część budynków przestała być wykorzystywana. Porzucony szpital zaczął stopniowo popadać w ruinę… W 1997 roku władze zjednoczonych Niemiec podjęły próbę wyremontowania kompleksu. Ta zakończyła się fiaskiem. W 2000 roku większa część szpitala przestała działać.
Opuszczony budynek chirurgii
Jeśli interesuje Was zwiedzanie opuszczonych szpitali w Europie, to polecam Wam wybrać się do włoskiego Lido, gdzie znajduje się Ospedale al Mare (szpital nad morzem).
Sanatorium Beelitz Heilstätten dziś
Z wyjątkiem kilku obiektów, w tym dwóch szpitali neurologicznych, nowego budynku straży pożarnej, hotelu i elektrociepłowni (elektrociepłownia, wraz z kompletną maszynownią, została obecnie odrestaurowana i jest objęta ochroną konserwatorską. W jej wnętrzu urządzono muzeum, które można zwiedzać od kwietnia 2017 roku – zobacz ich stronę), kompleks jest zupełnie opuszczony.


Opustoszałe Beelitz Heilstätten przyciąga rzesze miłośników urbexu, nietypowych sesji zdjęciowych, graffiti, łowców duchów. Moim zdaniem to dość krzywdzące, bo przepiękne budynki należące do kompleksu coraz bardziej popadają w ruinę, są niszczone i dewastowane na potrzeby to pleneru zdjęciowego, to znów z powodu czystej głupoty (niektóre z nich są zupełnie niestrzeżone i można się do nich dość swobodnie dostać).
Na szczęście to stopniowo się zmienia. Jednym z ciekawych projektów jest powstała dokładnie dwa lata temu ścieżka tematyczna w koronach drzew „Drzewo i Czas” (Baum und Zeit).

W koronach drzew – „Baum und Zeit”
Kompleks turystyczny „Drzewo i Czas” zajmuje północno-zachodnią część kompleksu Beelitz Heilstätten, czyli część przeznaczoną dla kobiet chorych na gruźlicę. Na terenie ścieżki w koronach drzew znajduje się porośnięty drzewami od 1945 roku „Dom Alpejski”.
Ścieżka długości ponad 300 metrów naprawdę wije się w koronach drzew – na wysokości 23 metrów nad ziemią. Doskonałą panoramę okolicy zapewnia wejście na wznoszący się ponad ścieżkę szczyt wieży widokowej – 36 metrów nad ziemią. Na platformę można wjechać dużą i dostosowaną do transportu wózków inwalidzkich windą.

Przyroda, historia i architektura wzajemnie się przenikając tworzą jedyne w swoim rodzaju miejsce, którego w takim połączeniu nie znajdziemy nigdzie indziej.
Do podniebnej ścieżki „Drzewo i Czas” od czerwca tego dołączyła także całkiem przyziemna trasa „na bosaka” . Trzy, specjalnie dostosowane do chodzenia na boso trasy spacerowe, wiją się między bukami, sosnami i brzozowymi zagajnikami na obszarze prawie 15 hektarów. Bardzo żałuję, że nie mieliśmy już czasu spróbować takiego spacer, bo boso to ja chodzić uwielbiam!
„Drzewo i Czas” – informacje praktyczne
→ Dojazd do Beelitz Heilstätten
- Samochodem: A9 (Berlin-Lipsk-Norymbergia), drugi zjazd w kierunku Beelitz Heilstätten lub B2 (Poczdam-Wittenbergia-Lipsk), Beelitz Heilstätten, następnie kierować się na “Baumkronenpfad”
- Pociągiem: Pociąg regionalny RB7 z Berlina w kierunku Dessau, stacja Beelitz Heilstätten, następnie kierować się na “Baumkronenpfad”
- Rowerem: europejska ścieżka rowerowa R1 (Londyn-Berlin-Sankt Petersburg), na terenie uzdrowiska droga nr L88
ładowanie mapy - proszę czekać...
→ Ceny biletów
- Dzieci do lat 6-ciu: wstęp wolny
- Młodzież (7-17 lat): 7,50 €
- Dorośli: 9,50 €
- Studenci, seniorzy, osoby niepełnosprawne: 8,50 €
- Bilet rodzinny: 16 € lub 25 €
- Grupy powyżej 15 osób: 8,50 €
- Zwiedzanie opuszczonych budynków z przewodnikiem (1h): dodatkowa opłata 6 € / osobę
- Solenizanci w dniu swoich urodzin: wstęp wolny 🙂
Uwaga! Kompleks „Drzewo i Czas” można zwiedzać z przewodnikiem wyłącznie w języku niemieckim. Jest możliwość oprowadzania w języku angielskim ale po wcześniejszym ustaleniu terminu.
→ Godziny otwarcia
- od kwietnia do października: codziennie 10:00-19:00
- od listopada do grudnia: jedynie w weekendy 10:00-16:00
- zwiedzanie budynków zakładu leczniczego (chirurgia i Alpenhaus): tylko w weekendy
Ostatnie wejście na godzinę przed zamknięciem. Ze względów bezpieczeństwa ścieżka może być czasowo nieczynna przy złych warunkach pogodowych. Nie ma możliwości wejścia na teren „Drzewo i Czas” z psami 🙁
→ Dostępność dla niepełnosprawnych
Ścieżka „w koronach drzew” jest dostosowana do potrzeb osób niepełnosprawnych (nie ma barier architektonicznych). Na samą górę platformy widokowej, jak również na poziom ścieżki można wjechać odpowiednio przystosowaną, przestronną windą.
→ Gastronomia
Obok „Drzewo i Czas” funkcjonuje kawiarnia Barfuß Café ze sporym ogródkiem piwnym. Większy apetyt zaspokoimy natomiast w lokalnej restauracji Zum Pförtnerhaus (spokojna, niezobowiązująca atmosfera). Obydwa obiekty zaznaczyłam na mapie.
Beelitz Heilstätten znajduje się w samym sercu brandenburskiego regionu szparagowego, dlatego szczególnie warto odwiedzić ten region w sezonie szparagów (od wiosny do 24 czerwca włącznie). W tym czasie warto wybrać się do oddalonego o zaledwie 10 km Spargel- und Erlebnishof Klaistow (ja byłam w sezonie dyń, ale zasadniczo sprzedają tam szparagi 😉 ).
→ Noclegi
Na terenie kompleksu leczniczego Beelitz Heilstätten funkcjonuje obecnie jeden obiekt noclegowy – nieduży, acz elegancki Landhotel Gustav w odrestaurowanym budynku ochrony. Hotel cieszy się wysokimi ocenami na bookingu (8,2) i ma bardzo zadbane wnętrza. Dodatkowy plus – akceptują zwierzęta domowe!
Wpis powstał we współpracy z Niemiecką Centralą Turystyki i lokalną organizacją turystyczną Odkryj Brandenburgię!
Nie bądź sknera,
podziel się z innymi!
Pingback: Brandenburgia na weekend? Czemu nie! | jedź, BAW SIĘ!
Pingback: Azory Sete Cidades i opuszczony hotel | kami everywhere
Pingback: Opuszczona perła Lido: Ospedale al Mare | TropiMy Przygody