Znów wracamy z drogi. Skąd? Zza krańca świata, a jak wiadomo świat kończy się za Słupami Heraklesa. Jest tam pewna, poprzecinana na północy wysokimi klifami, wulkaniczna wyspa. Nie, tym razem to nie Islandia. To pozostałości Atlantydy!
Mityczna historia pewnej wyspy
Skąd w ogóle wzięły się jakiekolwiek wyspy za krańcem świata (bycie krańcem świata przecież zobowiązuje, czyż nie)? Świat kiedyś (dawno, zanim jeszcze stał się okrągły) nie kończył się wraz z Gibraltarem, gdyż za nim rozciągał się mityczny kontynent Atlantydy, którego ziemia obfitowała w drewno, drogie metale i diamenty, a jego mieszkańcy byli mądrzy i szlachetni. Wraz z nimi cudowną krainę zamieszkiwały Nimfy Zachodzącego Słońca – Hesperydy. Opiekowały się niebiańskim ogrodem, w którym rosło drzewo rodzące złote jabłka. (Wprawdzie nie było tam Władimira Władimirowicza, ale jabłek się też ot tak nie rozdawało – w końcu złote). W strzeżeniu ich pomagał nimfom Ladon – stugłowy, ziejący ogniem smok o niezwykłej sile, który podobno nigdy nie zasypiał.
Zdarzyło się pewnego razu, że niejaki „pół-Grek pół bóg-wie-co” Herakles dostał za zadanie zdobyć jedno ze złotych jabłek. Poprosił więc o pomoc Atlasa (Chucka Norrisa też jeszcze nie było), gdyż ten łatwiej mógł przemknąć obok smoka, zgładzić go i wykraść jabłko, a w zamian za to Herakles miał go zastąpić w czasie jego nieobecności. Nie była to praca lekka, gdyż Atlas trzymał na swoich barkach cały świat…
W tym też czasie mieszkańcy Atlantydy popadli w niełaskę pana Olimpu, Zeusa. Ten, nie chcąc dać im szansy zbudowania choćby podłych kon-tiki, nie mówiąc już o porządnej arce, w ciągu jednej nocy zgładził Atlantydę wielką erupcją wulkanu i zmył ją ze świata wysokim tsunami (choć zapewne wtedy jeszcze kraj Wa był w zupełnej rozsypce, a bogini Amaterasu nadal siedziała w jaskini). Atlas cudem ocalał, pozbierał jabłka i wrócił, choć pieśniarze przez kilka wieków opowiadali o jego męstwie i walce ze smokiem.
Nie wiadomo dziś, czy faktycznie pokonał smoka, czy też ten zginął przypadkiem w erupcji wulkanu. Atlantyda, co wiadome, zatonęła, jednak nie w całości – jej najwyższe szczyty nadal górują nad grzbietami fal i właśnie dzięki nim części ludzi udało się zachować życie.
Na pozostałościach starego kontynentu potomkowie dawnych mieszkańców Atlantydy – Guanczowie, zaczęli od nowa tworzyć osady i je zasiedlać. Co natomiast stało się ze smokiem? Legenda głosi, że z każdej kropli smoczej krwi, która upadła na ziemię, wyrosła drakaina (dragon tree, Dracaena draco, Dracena smocza czyli…SMOKOWIEC), symbol wysp ↓

Co więcej łączy dzisiejsze smokowce z Ladonem? Dla ludu Guanczów, który ocalał na wyspie po zatonięciu Atlantydy drzewo miało właściwości magiczne. Macie wątpliwości? Spróbujcie naciąć korę lub liście smokowca, a zobaczycie utleniającą się na czerwono ciecz. To smocza krew.
Najstarszy (liczący ponoć ponad tysiąc lat) i największy smokowiec znajduje się na północy wyspy w miejscowości Icod de los Vinos, która przez ostatnie dni była naszym domem 😀 Spokojnym (po 21 prócz dwóch pobliskich barów można nawet śmiało powiedzieć – prawie wymarłym), cichym (jak wyżej, dodając do tego rechoty żab w okolicznych sadzawkach) miasteczkiem. Jak wyglądało?
Icod de los Vinos nocą
Podobno Icod założone zostało w 1501 roku. Przed podbojem wyspy przez Hiszpanów było ważnym ośrodkiem ludności Guanczów. Dziś odwiedzają je wycieczki turystów ze względu na dracenę draco i wytwarzane tu wina (nie bez powodu jest to Icod de los Vinos).
Icod de los Vinos za dnia
Do Icod jeszcze wrócimy – i na blogu i w rzeczywistości (chciałam Wam jeszcze pokazać jak mieszkaliśmy). Będzie też więcej o roślinach, które widzieliśmy, nie tylko w parku smokowca. Tymczasem dziękujemy ci piękna i zielona Teneryfo za piękną gościnę, było wspaniale!
* za wyjątkiem Chucka Norrisa zbieżność faktów, mitów i postaci nie jest przypadkowa 🙂
Nie bądź sknera,
podziel się z innymi!
Pingback: La Orotava – najpiękniejsze miasto Teneryfy | WOJAŻER | blog podróżniczy
Pingback: Najstarszy mieszkaniec Tokio | Japonia. Blog z podróży do Japonii
Pingback: Teneryfa. Raj dla miłośników roślin | Blog o turystyce kulturowej