Południowa Norwegia jakiej sami pewnie nie zobaczycie. Nie, że nigdy tam nie dotrzecie (wręcz przeciwnie – jeźdźcie, zachęcam!), ale dlatego, że jest to bardzo subiektywny wpis. Tak wygląda Norwegia, gdy się patrzy na nią moimi oczami 🙂
Z czym kojarzy Wam się Norwegia? Zgaduję! Wikingowie, fiordy, zorza polarna, Laponia, trolle… może jeszcze Lofoty, Język Trola, Priekestolen i Park Vigelanda. Gdy ja myślę „Norwegia”, myślę o Peer Gynt (i to nawet nie Ibsena, a Griega), malinie moroszce, krabach i krewetkach, łubinie, kościołach klepkowych, gmachu opery i skansenie w Oslo. No, czasem jeszcze o ostatnim zlodowaceniu. I nie ma w tym nic dziwnego, bo każdy z nas jest inny. Na wspólnym wyjeździe w Norwegii była nas szóstka i choć nie rozstawaliśmy się praktycznie ani na chwilę, każdy z nas przywiózł zupełnie inne zdjęcia i trochę inne wspomnienia. Wprawdzie inni już dawno napisali swoje relacje z wyjazdu… ale teraz czas na mnie! Dlaczego zakochałam się w południowej Norwegii?
Południowa Norwegia – 10 razy na tak!
1. Najbardziej słoneczny region Norwegii
Podczas, gdy słyszałam narzekania innej ekipy z Polski na zupełny brak sprzyjającej aury na Lofotach (deszcz, chmury i zimno), południe Norwegii było jakby żywcem wyjęte z jakiejś śródziemnomorskiej, zalanej słońcem riwiery. Południowa Norwegia to najbardziej słoneczna część całego kraju – to nie przypadek, że właśnie ten region szczególnie upodobali sobie Norwegowie na spędzanie letnich wakacji.




2. Białe noce = witamino D, przybywaj!
Z dużym nasłonecznieniem „norweskiej riwiery” wiąże się jeszcze jedna kwestia, a mianowicie – czas nasłonecznienia. Kiedy czerwcowe słońce wstaje po 4-tej i zachodzi przed 23-cią, mamy do dyspozycji ponad 18 godzin światła dziennego! Czyżby matka natura przewidziała białe noce jako rekompensatę za pół roku, które Norwegowie spędzają w ciemności, dlatego w czerwcu wynagradza im to tak sowicie?



3. W norweskim gąszczu
Tak duża dawka słońca powoduje niezwykle bujny rozrost miejscowej roślinności. Trawy, kwiaty i krzewy wydają się rosnąć jak na dopalaczach, starając się maksymalnie wykorzystać ten najbardziej sprzyjający okres roku. Nic więc dziwnego, że gdy zjawiliśmy się pod koniec czerwca, miałam wrażenie, że na chwilę wróciłam do domu, w moją bieszczadzką głuszę 🙂




4. Norwegia zwiedzana z wody
Ze względu na trudne ukształtowanie terenu Norwegii, naturalnymi drogami transportu były wody fiordowych zatok i morze – łatwiej bowiem było się poruszać po wodzie niż pokonywać strome ściany. Na norweskiej riwierze to twierdzenie cały czas jest prawdziwe. Życie toczy się wolno, jak to na wodzie. Do „wodnego biznesu” trzeba było przystosować całą infrastrukturę – stacje benzynowe, przystanie np. przed pubami (zamiast parkingów), garaże na wodzie – coś, czego na co dzień nie spotyka się w Polsce.




5. Skrzynki na listy
Na norweskiej riwierze skrzynki na listy są po prostu przeurocze! Często umieszczane są w pewnej odległości od domu, w centrum miejscowości lub przy głównej drodze; tak, by listonosz nie musiał jeździć do każdego domu z osobna. Zmyślnie, prawda? Do tego wiele z nich jest przeuroczo pomalowane. Wyjmowanie listów z takiej skrzynki musi być znacznie przyjemniejsze, niż z naszych nudnych euroskrzynek na klatkach schodowych 🙂
6. Karłowate rośliny i piękne owady
Im dalej na północ (czyt. im mniej sprzyjające warunki), tym rośliny stają się coraz bardziej karłowate, pojawiają się też inne, znane mi wcześniej jedynie z atlasu gatunki roślin. Pamiętam, że w podstawówce z wypiekami na policzkach czytałam o strefach klimatycznych świata i występujących w nich gatunkach flory i fauny. Ba! Miałam nawet specjalny atlas dla dzieci, który strona po stronie przedstawiał charakterystyczne gatunki roślin. W czasie czerwcowego wyjazdu kilka z nich mogłam w końcu zobaczyć na żywo!





7. Łubin (i owce)
Mały sekret, który wyjawię Wam w przyszłym tygodniu. Zostańcie ze mną 🙂

8. Widoki
Surowe piękno Norwegii jest tym, co przyciąga większość zagranicznych turystów. Nie ma w tym nic dziwnego, bowiem norweskie widoki zapierają dech w piersiach.

Ja natomiast bardziej, niż spektakularne krajobrazy, cenię sobie połączenie piękna przyrody z jakimiś drobnymi przejawami aktywności człowieka – ot, droga prowadząca przez malownicze wyżyny, biały kościółek u stóp skalistej góry lub gospodarstwo rolne pośród dzikiej przyrody.



9. Krystalicznie czysta woda
Pamiętam, jak duże wrażenie zrobiła na mnie fauna i flora Morza Północnego, którą podziwiałam… z brzegu (na snorkeling w Morzu Północnym to ja jednak jestem cienki bolek…). Pierwszym zaskoczeniem była dla mnie krystaliczna czystość wody, drugim – różnorodność gatunków skorupiaków, które, choć posuwały po dnie, z łatwością można było zobaczyć z lądu. Podobno dużą rolę odgrywa tu zasolenie wód – nasz Bałtyk nie jest zbyt słony, dlatego wiele gatunków „owoców morza” u nas nie występuje. A tu proszę – wystarczy przecisnąć się przez Danię i voilà – zupełnie inny ekosystem!


10. Mewy! (udziobią Cię w kolano)
I tu, na koniec, pozwolę sobie na totalny inside joke, ale po prostu absolutnie uwielbiam tą przeróbkę Gwiezdnych Wojen, zrobioną przez Bad Lips Reading (Seagulls! Stop It Now) ❤. Odkąd oglądam ją nałogowo, każdy mewopodobny ptak będzie dla mnie przyczyną niczym nie skrępowanej radości 🙂


BONUS. Latające betoniarki
To był na razie pierwszy i ostatni raz w moim życiu, kiedy betoniarka przeleciała mi nad głową (bez uszczerbku na zdrowiu). Właściwie to zrobiła to nawet kilka razy – raz pusta, a raz pełna. Powód jest prosty – na norweskiej riwierze, cokolwiek chce się wybudować, trzeba jakoś dostarczyć materiały. „Jakoś” znaczy wodą lub powietrzem. Nic więc dziwnego, że budowane tam letniskowe domki osiągają horrendalne ceny!
⊕
Nie bądź sknera,
podziel się z innymi!