mikrowyprawy outdoor Podkarpacie Podróżniczy styl życia rzeka Wisła Warszawa

Mikrowyprawy, czyli slow life dla warszawskich mieszczuchów

„Tak po prostu – idziesz do pracy z plecakiem, o 17 ruszasz na dworzec. Uciekasz z miasta, kąpiesz się w jeziorze, śpisz pod gwiazdami, wracasz następnego dnia prosto do pracy na 9”.

Dla współczesnych, przyzwyczajonych do komfortowego życia ludzi łatwiej jednak to powiedzieć, niż zrobić. Podobno każdy może znaleźć swój sposób na mikrowyprawy. Jak przekonuje Alastair Humphreys, wystarczy tylko chcieć.

Mikro… co?

Szczerze mówiąc, wcale nie planowałam pisać dziś o mikrowyprawach. Wszystko zaczęło się w zeszłym tygodniu, gdy Bartek i Koralina z Tropimy Przygody podzielili się ze swoimi czytelnikami świetnym wywiadem z Alastairem Humphreysem. Albo jeszcze dwa dni wcześniej, kiedy na naszym 526 kilometrze Wisły niespodziewanie zawitał Zdzichu z Takie Tam z Tripa, celebrujący właśnie Rok Rzeki Wisły 2017 w dość osobliwy typowy dla Zdzicha sposób. A może zaczęło się jeszcze wcześniej, gdy Wiktor z Nordtrip’a czołgał nas po fjordach?

Mikrowyprawy
Mikrowyprawy. Dolina Sanu nocą. 20 minut od domu

Mikrowyprawy – o co chodzi?

Według Humphreysa, mikrowyprawy to „wyprawy, które nie wymagają czasu, pieniędzy, sprzętu ani przygotowań.” To takie, skrojone na potrzeby ludzi na etacie, kieszonkowe ekspedycje. Mikrowyprawa nie wymaga rzucania pracy, często nawet brania urlopu, za to daje możliwość ucieczki z miasta, naładowania baterii i przeżycia przygody. Bo, jak zauważa polski naśladowca Humphreysa – Łukasz Długowski – „mikrowyprawy dają wszystko, co dają wielkie wyprawy i jednocześnie nie obciążają kosztami: kredytami, długą nieobecność w domu, zbyt dużym ryzykiem”.

Chodzi o to, by ciągle odkrywać najbliższą przestrzeń i umieć na nią patrzeć świeżymi oczami, nie wpadać w rutynę. Fakt, że mamy stałą pracę, nie oznacza, że wszystkie dni muszą wyglądać tak samo. To, że pracujemy na etacie 9-17, nie znaczy, że zostaliśmy przykuci łańcuchami do biurek.

Mikrowyprawy pozwalają zjeść ciastko i mieć ciastko.Łukasz Długowski

Mikrowyprawy – po co to wszystko?

Mikrowyprawy dają szansę na nabranie perspektywy, dystansu do codzienności, przypomnienie sobie tego, co jest dla nas ważne. To czas, w którym można uporządkować myśli i odkryć radość z obcowania z dziką przyrodą. Poza tym to świetna okazja by „zaszyć się w swojej jaskini” lub odwrotnie – zacieśnić więzi z (zapewne równie zabieganymi) przyjaciółmi. Ognisko, śpiwór, nocne rozmowy, a na 9. znów do pracy. I choć pewnie wszyscy będą trochę zmęczeni, to naładowane pozytywnymi emocjami baterie całkowicie to wynagrodzą.

Pakujesz mały plecak z najpotrzebniejszymi rzeczami, wsiadasz w pociąg lub autobus i wyjeżdżasz za miasto, do miejsca, które choć trochę jest dzikie.Alastair Humphreys

To nie tak, że Humphreys odkrył jakieś nowe lądy. On je po prostu nazwał, choć jestem niemal pewna, że Norwegowie odkryli je wcześniej. W końcu to naród, który wymyślił milion słów kończących się na „tur” (wyprawa), na przykład: topptur – wspinaczka na szczyt, bærtur – wycieczka na jagody, hyttetur – wyprawa do chaty, w czasie której zjadają swój tursnack, czyli prowiant.

Mikrowyprawy
Mikrowyprawy. Grupa polskich blogerów podróżniczych przed norweską chatą

Niewątpliwie, obok takich gwiazd jak Humphreys czy Długowski, ekspertem od mikrowypraw jest także nasz stary druh – Bedi z Numinosum Adventures, który specjalizuje się w totalnie budżetowych, okołoweekenowych wypadach – to na Islandię, to na szkockie wrzosowiska, innym razem na Peloponez lub do Bretanii na tańce. Ale z Bedim można także „przedziadować” pierwszolistopadową noc w Kampinosie, utopić Marzannę w podwarszawskiej rzece lub rozpalić wielkie ognisko w Noc Kupały. I – co najlepsze – we wszystkie te miejsca można dojechać warszawskimi autobusami 2 strefy. (to absolutnie nie jest wpis sponsorowany).

Nie musisz jechać do Afryki, żeby przeżyć przygodę. Wystarczy, że ruszysz się z domu. Przygoda jest absolutnie wszędzie, pod miastem, w mieście, w lesie, nad rzeką.Łukasz Długowski

Podróże 17-9 czy piątek-poniedziałek?

We wspomnianym wywiadzie dla Wysokich Obcasów Humphreys trafnie zauważa, że „ludzie skupiają się na tym, że nie mają czasu, bo pracują od 9 do 17. A co z czasem po 17, do 9 następnego dnia rano? To przecież całe 16 godzin!”. Długowski dodaje, że mikrowyprawy to „kieszonkowe ekspedycje, które można zrobić wszędzie, często po pracy, w jedną noc, albo dzień, nie poświęcając na nie ani jednego dnia urlopu. (…) Mikrowyprawy pozwalają zjeść ciastko i mieć ciastko. ”

Zdarza mi się przychodzić w piątki do pracy z plecakiem, by o 17 wsiąść w autobus, wrócić do Warszawy o 7 rano w poniedziałek i poczołgać się prosto w stronę biura.

Lato w mieście

Od zawsze uważałam, że spędzić lato w mieście to tak, jakby odbywać jakąś karę. Oczywiście wiem, że są tacy zapaleńcy jak Kami, która potrafi udowodnić, że wakacje w mieście też potrafią być super, ale ja zawsze będę wspominać wspólny czas spędzony w bajecznym Fronołowie na Bugiem.

Miasto to chyba nie moja bajka. Choć wychowałam się w podkarpackiej mieścince, za moim blokiem znajdował się jedynie parking, ogródki działkowe i las. Kiedyś wystarczyło przejść 500 metrów, by zasięg w telefonie zniknął na dobre. Od zawsze przed snem mogłam podziwiać gwiaździste niebo, a rano budził mnie śpiew ptaków. Wtedy wydawało mi się, że to jest zupełnie normalne i że wszyscy tak mają.

Mikrowyprawy
Mikrowyprawy. Widok z okna rodzinnego domu
Dwa miejskie zanieczyszczenia, których nie lubię najbardziej

Przeprowadzka do Łodzi, a następnie do Warszawy i Tokio trochę mnie otrzeźwiła. Dowiedziałam się, że budzić i układać do snu może również szum ciągnącego się w nieskończoność sznura samochodów. Że może być tak, że jeśli nie opuszczę miasta, to nie zobaczę gwiazd przez okrągły rok. (Wiecie, że w dużych polskich miastach nocne niebo jest 80 razy jaśniejsze niż w Bieszczadach? W ogóle Europa jest jednym z najbardziej zanieczyszczonych światłem miejsc na świecie – zobacz mapę!) Wiem, że dla niektórych takie problemy mogą wydawać się śmieszne, a dla mnie to kwestia życia lub śmierci. Dla Starego Elfa – urodzonego warszawiaka, szum ulic stolicy jest tylko jakimś nieistotnym dźwiękiem tła, na który nie zwraca szczególnej uwagi. Dla mnie – tortura powodująca wręcz fizyczny ból. Siedzę przy Puławskiej i mam wrażenie, że krwawią mi uszy.

W mieście ciężko poczuć lato. Beton nie kwitnie, a klimatyzacja w pracy utrzymuje stałą temperaturę przez cały rok.

Oczywiście trzeba podkreślić, że we wszystkich miastach, w których mieszkałam – w Łodzi, w Warszawie i w Tokio nie brakowało zieleni, ale jeśli ktoś urodził się w oceanie, ciężko mu zaaklimatyzować się w akwarium. W każdym z tych miast udało mi się znaleźć swoją „enklawę”. W Łodzi 15 minut jazdy rowerem zabierało mnie nad Uroczysko Lublinek, w Tokio w 30 minut dojeżdżałam do odludnych plaż Chiby. Wiedziałam, że i tu, w Warszawie, muszę zamieszkać jak najbliżej drzew, a jak najdalej od dróg. I udało się.

Nasz dom – 526 kilometr Wisły

Przygoda zaczyna się tuż pod domem, a w naszym przypadku dokładnie 1400 metrów od niego. W takiej właśnie odległości znajduje się przystań promowa na Wiśle, znajdująca się na 526 kilometrze biegu rzeki. Bardzo lubię tu przychodzić i staram się odwiedzać to miejsce (jak z resztą całe dzikie północno-wschodnie wybrzeże warszawskiej Wisły) jak najczęściej. Nigdy z resztą nie sądziłam, że mieszkając w Warszawie będę chodzić na spacery do jakiegokolwiek rezerwatu, a tu Rezerwat przyrody Ławice Kiełpińskie jest na wyciągnięcie ręki.

Przedmiotem ochrony w „naszym rezerwacie” jest gniazdujące tu ptactwo wodno-błotne (podobno są też zimorodki! niestety jeszcze ich tu nie widziałam). O mnogości gatunków ptaków śpiewających można się za to przekonać przychodząc na wał wiślany na chwilę przed zmierzchem, kiedy ożywa krzykami takiej dżungli, że równie dobrze można by było wziąć Wisłę za Amazonkę.

Wisła jest niesamowitym domem dla dzikich zwierząt (dziki wędrujące nam po ulicach też nie należą do rzadkości), miejscem biwakowania, odpoczynku po stresującym dniu w pracy, czy zwyczajnego „gapienia się” na malowniczy zachód słońca przed snem.

A zachody słońca to my tu mamy fenomenalne!

Mikrowyprawy
Mikrowyprawy. Zachód słońca na 526 kilometrze Wisły

Bieszczady – tajna (s)kryjówka

Właściwie, to mikrowyprawy nigdy nie były mi obce, choć najczęściej kończyły się tego samego dnia. W moim rodzinnym domu mówiono na to zwyczajnie – wycieczka. Było to zupełnie normalne, że w weekendy, a w okresie wakacji w dowolnym dniu dobrej pogody pakowało się do bagażnika trapery zwane „butami do lasu”, drewniane kije (każdy z nas miał swój osobisty kij dobrany na długość, wagę i rozmiar, osobiście ostrugany przez tatę), butlę gazową, kawałek świeżej szarlotki mamy, pomidory i ogórki (stanowiących podstawę wycieczkowej diety moich rodziców) i ruszało w stronę Bieszczadów.

Mikrowyprawy
Mikrowyprawy. Złoto-pomarańczowy zachód słońca nad Sanem

Często cel wyprawy nie był z góry określony, a nawet jeśli był, to zdarzało się zboczyć z trasy i nigdy do niego nie dojechać. Ale zabawy zawsze było przy tym co niemiara. Zwłaszcza, gdy w czasie jazdy nagle przypominało się tacie – „Pamiętam, tam jest taka droga przez las. Nie ma jej na mapie, ale budowaliśmy ją w latach 60. Zobaczymy czy jeszcze coś z niej zostało?”. W ten sposób zawędrować można było do opustoszałych siedlisk, które przed Akcją Wisła były tętniącymi życiem górskimi wsiami, do opuszczonych leśnych kapliczek, trafić na dzika lub na żmijowisko na łące. Bawiłam się obserwując pływaki żółtobrzeżki, traszki i obracające się brzuchem, kolorowe kumaki górskie. I to było całkiem fajne dzieciństwo 🙂

Mikrowyprawy
Mikrowyprawy. Bieszczadzkie owce

Do dziś zdarza mi się przychodzić w piątki do pracy z plecakiem, by o 17 wsiąść w autobus i zaszyć się w rodzinnych stronach, a następnie wrócić do Warszawy o 7 rano w poniedziałek i poczołgać się prosto w stronę biura.

Sierpniowe noce – idealny czas na mikrowyprawę!

Jeśli szukasz fajnego pomysłu na mikrowyprawę, to śpieszę poinformować, że właśnie znów jest okazja do obserwacji Perseidów. Perseidy widoczne są na nocnym niebie między 17 lipca a 24 sierpnia, czyli już się zaczęły! Najbardziej intensywny deszcz meteorów przypadnie w tym roku na noc z 12 na 13 sierpnia (tej nocy, przy sprzyjających warunkach pogodowych, będzie można zobaczyć na niebie do 90 zjawisk świetlnych na godzinę).

Czym właściwie są Perseidy? To pozostałości po rozpadzie komety Swift-Tuttle, która, przelatując w pobliżu Słońca raz na 133 lata, paruje i uwalnia cząstki pyłu. Ziemia, krążąc wokół Słońca po swojej orbicie, co roku w sierpniu wpada w obłok tej materii.

Do obserwacji „spadających gwiazd” potrzebna jest otwarta przestrzeń, pogodne niebo, koc lub śpiwór – w zależności od temperatury – i (tu zaczynają się schody) oddalenie od łuny miasta. Z tym ostatnim może być największy problem, bo jeśli kliknęliście na mapę powyżej, zauważycie, że w Polsce występują tylko dwa obszary „idealnego zaciemnienia”. Jeden jest w Górach Izerskich, drugi – w Bieszczadzkim Parku Narodowym (jedyną niebieską kropką na mapie jest światło produkowane przez Ustrzyki Górne).

W którą stronę patrzeć? W dużym skrócie – należy zlokalizować Gwiazdozbiór Perseusza. Można zrobić to na dwa sposoby: ambitnie, czyli zlokalizować pobliski Gwiazdozbiór Kasjopei (w kształcie litery „W”) i obserwować niebo wokoło lub zrobić to tak jak ja i wykorzystać do znalezienia Perseusza aplikację Google Sky Map. Dokładny poradnik na temat obserwacji Perseidów znajdziecie na stronie Crazy Nauki.

Mikrowyprawy
Mikrowyprawy. Norweskie owce

U Norwegów wyróżniamy mieszkańców wsi oraz mieszkańców wsi, którzy pechowym zrządzeniem losu trafili do miastaDan Elloway

Letnie festiwale – w sam raz na wekeendowy wypad

Lato w Polsce daje tysiące pretekstów na weekendowe wypady za miasto. Jednym z nich są wyrastające jak grzyby po deszczu letnie festiwale. Jest ich tak wiele, że każdy, nawet o najdziwniejszych zainteresowaniach, znajdzie coś dla siebie. Jedni, jak Stary Elf, lubią przebrani za trolla ganiać po Jurze Krakowsko-Częstochowskiej podczas zlotu ludzi, którzy zapomnieli wydorośleć konwentu gier terenowych Orkon, inni udadzą się na swój ukochany Woodstock. Jeśli ktoś woli nie oddalać się zbytnio od miasta, ale pociąga go atmosfera magii i ulicznego performansu, powinien zaglądnąć do Lublina na tamtejszy Karnawał Sztukmistrzów. Dla fanów muzyki celtyckiej obowiązkowym punktem wakacji jest sierpniowa wizyta w Będzinie, a dla miłośników muzyki dawnej – w Jarosławiu. O takich wydarzeniach dla rekonstruktorów, jak coroczna Bitwa pod Grunwaldem, czy Festiwal Słowian i Wikingów w ogóle nie trzeba wspominać.

Co taki ogrom festiwali oznacza dla nas? Klęskę urodzaju, bo pracując na etacie od poniedziałku do piątku, najbliższy weekend, który spędzimy w domu mamy dopiero 16 września. Dodatkowo, od tego roku podróżuję nie tylko z plecakiem (i ewentualnym namiotem), ale jeszcze ciągnę na plecach  mały akordeon… Zdaje się, że w połowie sierpnia ów 16 września będzie majaczył nam w głowach jak pustynna fatamorgana 😉

A jak Wasze plany na mikrowyprawy wakacyjne?
Koniecznie podzielcie się w komentarzach!

P.S. Jeszcze jeden powód „ZA”, czyli Camping z Pinteresta

Jeszcze jednym argumentem przemawiającym za mikrowyprawami jest moje dawne postanowienie, z którym właściwie nic nie zrobiłam. Otóż dwa lata temu ubzdurało mi się, że przetestuję wszystkie „genialne” pomysły DIY na camping, od których roi się na Pintereście, a później opublikuje wyniki. Ze względu na roczną podróż do Japonii pomysł spalił na panewce, ale może teraz warto będzie do niego wrócić? 😉

Nie bądź sknera,
podziel się z innymi!

  1. Pingback: Zorganizowane wakacje w Norwegii w prawdziwie norweskim stylu

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Psst... na tej stronie dostaniesz ciasteczko. (więcej informacji)

Ciasteczka (cookies) to małe pliki tekstowe, które zapisane na twoim komputerze ułatwią przeglądanie stron WWW. Ta strona używa plików cookies w celach statystycznych oraz funkcjonalnych. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki dotyczące cookies. Obowiązek poinformowania cię o ciasteczkach nakłada ustawa z dnia 16 listopada 2012 r. o zmianie ustawy Prawo telekomunikacyjne oraz niektórych innych ustaw.

Wszystko jasne, zamknij