Choć dla Europejczyków historia czekolady zaczęła się dopiero w 1502 roku, wraz z czwartą wyprawą Krzysztofa Kolumba, to historia pradziadka kakao sięga czasów Majów i Azteków.
Dziwne „nasiona kształtem przypominające migdały”, czyli ziarna kakaowca były niezwykle cenne i służyły za kosztowne prezenty, a nawet środek płatniczy (100 ziaren równało się dziennemu wynagrodzeniu tragarza lub cenie jednego niewolnika). Tą formę pieniądza szczególnie upodobał sobie Hernán Cortés, hiszpański konkwistador, który wylądowawszy w 1519 roku na wybrzeżu Meksyku ruszył na podbój imperium Azteków (król Aztektów Montezuma miał mu podobno podarować nawet sporą plantację kakaowca!).
Pierwsze czekoladowe napoje z jakimi mieli styczność hiszpańscy konkwistadorzy nie znalazły w ich oczach uznania, gdyż były „zbyt ostre” (były to mieszanki kakao roztartego z gałką muszkatołową, cynamonem, wanilią, chili i miodem). Zupełnie nie rozumieli entuzjazmu, jakim darzyli ów napój rdzenni mieszkańcy Ameryki.
W Europie napój warzony wedle przepisu azteckiego króla Montezumy początkowo uważany był za… (mówiąc delikatnie) bardzo niesmaczny. Często próbowano tworzyć napoje według własnych receptur, jednak nie przynosiło to oczekiwanego rezultatu. Hiszpanie natomiast uszlachetniali ów napój dodając do niego inne „kolonialne wynalazki” – wanilię, cukier, cynamon i anyż oraz wyłącznie ciepłą wodę, która umożliwiała dobre rozprowadzenie sypkich składników. W ten sposób nowo powstały, aromatyczny napój upowszechnił się na innych dworach europejskich i dołączył do kanonu „europejskich smaków” stając się obiektem wielkiego zainteresowania i popularnym napojem serwowanym zamiast piwa lub wina.
Oczywiście od tego czasu proces produkcji czekolady uległ znacznemu udoskonaleniu dzięki m.in. takim panom jak Rudolphe Lindt czy Henri Nestle.
Przy okazji – podobno „bakaliową” zawdzięczamy Włochom, natomiast bomboniery i praliny – Belgom.
W znajdującym się nieopodal Grand Placu niewielkim muzeum kakaa i czekolady możemy prześledzić czekoladohistorię i jej związki z Belgią. Muzeum jest niewielkie, wystawa ciekawa ze względu na temat, jednak muzeum samo w sobie raczej nie powala z nóg. Na koniec zwiedzania jest natomiast ciekawa prezentacja powstawania pralinek prowadzona przez prawdziwego mistrza czekolady! (a przynajmniej ja chcę w to wierzyć).
Niestety grupa, z którą znaleźliśmy się na prezentacji składała się w większości z frankofonów, toteż język francuski dominował podczas prezentacji. W prawdzie czasami mistrz pralinek przeplatał go z angielskim, ale dzięki pięknemu francuskiemu akcentowi było to w sumie niezauważalne. Wytężywszy umysł do granic możliwości musiałam więc nieco odkurzyć moje pokłady znajomości francuskiego. Z tego, co udało mi się zrozumieć pan opowiadał o rodzajach czekolady i tym, z czego się składają, gdyż nie jest to bez znaczenia dla procesu produkcji pralin. Demonstrował również różne formy zwracając szczególną uwagę na materiał, z którego są wykonane. Niektóre z nich były metalowe, inne – z plastiku, jeszcze inne – z jakiegoś półprzeźroczystego tworzywa i używane w zależności od rodzaju czekolady. Okazało się bowiem, że poszczególne rodzaje czekolady mają różne temperatury zastygania (nie wiem czy dobrze zapamiętałam, dla białej (czyli bezkakaowej, lub kakaowej poniżej 25%) czekolady temperatura ta wynosi 18 stopni Celsjusza).
Gdy czekolada zastygnie w foremce zmienia się kolor „odklejonych” od formy czekoladek. Po tym można poznać, czy już czas je uwolnić, czy jeszcze nie. Więcej o produkcji pralin dowiecie się z tego filmiku.
W Brukseli może brakować nam Pałacu Kultury i schabowego, ale na pewno nie zabraknie eleganckich sklepików z czekoladą. Każdy przyciąga oryginalną wystawą, wymyślnymi kształtami i rodzajami czekoladek. Mi najbardziej przypadł do gustu ten czekoladowy warsztat 😉
Duże bloki czekolady łamie się przy pomocy specjalnych, drewnianych młoteczków
i sprzedaje na wagę.
Kosztowne czekoladki w kosztownych pudełeczkach
Podobno idealna czekolada ma mieć gładką, lśniącą powierzchnię, a także wydawać charakterystyczny odgłos strzelania przy przełamywaniu. Chętnie sprawdzę, czy moje pamiątki z Belgii spełniają wymagania.
To co, komuś czekoladkę? 🙂
Nie bądź sknera,
podziel się z innymi!